Wiedźma D, której imienia wymienić każdy się boi, porwała i uwięziła przed laty piękną, młodą dziewczynę. Podstępnie oplotła ją swoimi mackami jak nicią pajęczą tak, że biedna ofiara nie mogła się w ogóle ruszyć. W miarę upływu czasu odczuwała coraz większy lęk – o siebie, o swoich bliskich, o przyszłość.
A im większy czuła lęk, tym ciaśniej owijały ją macki Wiedźmy D. W końcu doszło do tego, że uwięziona ledwo mogła oddychać. Powoli godziła się już ze swoim losem, wiedziała, że przegrała i znikąd nie przyjdzie ratunek. Miała coraz wyraźniejsze odczucie usychania, więdnięcia, znikania. Zrezygnowana liczyła się z tym, że niebawem umrze.
Pewnego dnia, zupełnie przez przypadek, nad siedzibą wiedźmy przelatywał na swoim słonecznym rydwanie Biały Czarodziej. Jego bystre oczy zauważyły, że w siedzibie Wiedźmy D dzieje się coś złego. Biały Czarodziej nienawidził wiedźmy D. W przeszłości kilkakrotnie z nią walczył i pomimo jej podstępnych czarów zawsze wygrywał. Zatrzymał się więc, by sprawdzić, co tym razem ta stara czarownica knuje. Zauważył, że nie ma jej w domu, pewnie na swojej starej miotle poleciała znów gnębić jakichś ludzi. Wszedł ostrożnie do środka. Właściwie nie był to dom a stara śmierdząca nora, w której nie umieścił by nawet swojego psa. Usłyszał jakieś dziwne dźwięki – ni to płacz, ni wołanie, dochodzące z przyległej do izby komory. Powoli, ostrożnie otworzył drzwi i ujrzał spętaną, brudną dziewczynę. Na jej twarzy zobaczył potworny lęk, po policzkach strumieniem płynęły łzy. Na jego widok skuliła się ze strachu.
Biały Czarodziej od razu zrozumiał zamiary wiedźmy. Chciała oto, aby biedna ofiara umarła sama ze strachu i tęsknoty za wolnym, spokojnym życiem, a wiedźma pasła się jej energią. Nie czekał ani chwili, wyjął swój czarodziejski miecz i jednym cięciem rozpruł mordercze macki, które więziły dziewczynę. Pokazał jej swój glejt Białego Czarodzieja, pogłaskał, uspokoił a następnie zaniósł na rękach do swojego słonecznego rydwanu. Wiedźmie zostawił na drzwiach domu napisany ognistym piórem przekaz: „Nie waż się szukać tej dziewczyny, bo cię zniszczę!”. Zawiózł ocaloną dziewczynę do swojego pałacu. Kazał ją nakarmić, wyleczyć i dobrze pilnować, aby przypadkiem znów nie porwała jej wiedźma D, która była tak podstępna, że potrafiła przemieniać się nawet w postaci bliskich znajomych czy przyjaciół swojej ofiary. Strażnicy Białego Czarodzieja sumiennie wywiązywali się z obowiązków i w ciągu kilkumiesięcznego pobytu dziewczyny wielokrotnie udaremnili wiedźmie D podstępne ataki.
Kiedy dziewczyna nabrała sił i wróciła do zdrowia Biały Czarodziej zapytał ją co woli – czy zostać u niego, czy też wrócić do świata, w którym żyła wcześniej. Choć zaoferował jej komfortowe życie bez trosk i problemów, dziewczyna wolała wrócić do świata i ludzi, którzy kiedyś byli jej bliscy. Nauczona trudnymi doświadczeniami wiedziała już jednak, których ludzi i sytuacji ma unikać, aby znowu nie wpaść w szpony Wiedźmy D. Miała też zawsze ze sobą schowany na piersiach list z czarodziejskim wezwaniem. Biały Czarodziej powiedział, że może użyć tego wezwania w krytycznych sytuacjach a on się natychmiast pojawi z pomocą.
Dziewczyna wreszcie była wolna i szczęśliwa. Po tylu latach niewoli mogła znowu cieszyć się słońcem, wolnością, mieć wiernych przyjaciół.
Często pytała różnych ludzi, ale nikt inny oprócz niej nie słyszał o Białym Czarodzieju ani go nigdy nie widział. Gdyby nie ten list i ona nie wierzyłaby w to, że zjawił się i ją wybawił.
A Wiedźma D, imienia której wymawiać nie wolno, krążyła dalej po świecie w poszukiwaniu kolejnych ofiar.
Ta baśń kończy się dobrze, na szczęście dla dziewczyny, ale ilu takich dziewcząt Czarodziej nie zdąży wyrwać ze szponów wiedźmy…
To prawda, Katisha, dlatego duże dziewczynki i duzi chłopcy sami muszą i POWINNI szukać pomocy u Białego Czarodzieja. Warto!
Bardzo lubię bajki. Ta też zrobiła na mnie dobre wrażenie.
Ciekawe co dalej z Białym Czarodziejem i Wiedźmą D. Może jeszcze pojawi się w jakieś opowieści?.
Może się pojawi. Nie mówię nie.