Trochę dobrze, trochę źle
Miałem okazję uczestniczyć w wernisażu tegorocznego XI Art Naif Festival, zorganizowanym w Galerii Szyb Wilson w Katowicach-Nikiszowcu. Duża impreza, szczególnie jeśli chodzi o ilość uczestników – ponad 300 artystów z 42 krajów ze wszystkich stron świata, ponad 1600 wystawionych prac.
Naprawdę było co oglądać. W tym roku wiodącym krajem jest Australia, stąd bardzo duża ilość dzieł właśnie z tego kraju. Jak zwykle najwięcej eksponowanych prac było dziełem polskich artystów, część z nich wystawiała swoje prace na tym festiwalu kolejny już raz.
Moim zdaniem organizatorom tego wydarzenia artystycznego należą się wielkie brawa za stronę techniczną imprezy. Świetnie rozmieszczone ekspozycje; dzięki temu, że obok siebie znajdowały się prace z różnych krajów i wykonywane różnymi technikami, przeciętny widz nie był znużony widokiem „tego samego”. Oprawa plastyczna również zasługuje na duże uznanie, podziwialiśmy efekt kilkumiesięcznej ciężkiej, mrówczej pracy zespołu ludzi zaangażowanych w ten projekt, pracy, bez której całe przedsięwzięcie nie miałoby szansy na sukces. Ludziom tym należą się wielkie podziękowania.
W trakcie zwiedzania wystawy naszą uwagę zwróciły szczególnie obrazy przedstawiające koty. To bardzo wdzięczny temat i jak się okazało, chętnie eksploatowany przez twórców z wielu krajów. Na poniższych zdjęciach można zobaczyć niektóre z nich. Chciałoby się mieć je wszystkie u siebie w domu.
Niestety jednak organizatorom nie udało się uniknąć sporej, moim zdaniem, wpadki. Mam na myśli przebieg oficjalnego otwarcia festiwalu. Skoro na sali obecnych było tylu artystów i gości z zagranicy, to obowiązkiem organizatora było zapewnienie jeśli nie tłumaczenia symultanicznego na podstawowe języki (angielski, rosyjski, hiszpański), to przynajmniej tłumaczenia na żywo wypowiedzi oficjeli. Obserwowałem grupę gości z Australii, którzy siedzieli zdegustowani, słuchając stanowczo za długich i nudnych wypowiedzi przedstawicieli organizatora, z których nie rozumieli ani jednego słowa. Podobnie było z gośćmi z Brazylii i innych krajów. Zatrudnienie tłumaczy, którzy byliby w stanie przekładać zdanie po zdaniu choćby tylko na angielski, nie miałoby wielkiego wpływu na ogólne koszty imprezy, ale znacząco podniosłoby jej poziom. Również prowadzący mógł zadać sobie trud posługiwania się dwoma językami. Ostatni wreszcie faul to wywoływanie gości z zagranicy na scenę, najpierw do wręczania nagród, potem do wspólnego zdjęcia. Wielu z nich czuło się zagubionych, nie wiedząc o co organizatorom chodzi. Tu zapowiedź choćby tylko po angielsku była bezwzględnie konieczna. Dziwne, że nikt o takich prostych sprawach nie pomyślał.
To już jedenasta impreza z tej serii, można i należy więc oczekiwać, że taka gafa nie powinna się była wydarzyć.
Podsumowując: wystawę obrazów eksponowanych w Galerii Szyb Wilson warto zobaczyć, a jeśli pozwalają zasoby finansowe to i któreś z nich kupić (jako, że wszystkie prawie prace są na sprzedaż). Ekspozycja dostępna będzie do 10 sierpnia, więc każdy ma szansę zdążyć.
Artystom gratuluję, a organizatorom życzę aby w przyszłym roku festiwal był jeszcze lepszy!
Super sprawa, ale z tym tłumaczeniem to rzeczywiście wpadka…
Przykre dla mnie było to, że prowadzący gawędził jak na podrzędnej imprezie ogródkowej nie dość, że długo to jeszcze mało błyskotliwie. Brak tłumaczenia na podstawowe obce języki naprawdę był żenujący, osoby obcojęzyczne popatrywały na siebie zniesmaczone. Sama wystawa oczywiście naprawdę warta odwiedzin.
Dzisiaj wszyscy ględzą jakby po piwie byli. Co się dziwić. kultura sama się obroni.