
Refleksje czytelnika powieści Mój drugi brzeg
Ciągle jeszcze nie potrafię się oswoić z tym, że moje powieści są czytane. Mało tego, one wywołują w czytelnikach emocje i skłaniają ich do refleksji. Gdy słyszę pozytywne zwroty na temat mojej twórczości od rodziny albo od dobrych znajomych, to pierwsza myśl, jaka się pojawia to: „chwalą, żeby mi przykro nie było”. Gdy jednak kolejna osoba, której nigdy nie widziałem na oczy, dzieli się tak przejmującymi refleksjami, jak te, które poniżej cytuję, to czuję, że to moje pisanie ma jakiś sens. Że mam coś do przekazania czytelnikom, niezależnie od ich płci i wieku.
Autorem poniższych słów o mojej debiutanckiej powieści Mój drugi brzeg jest pan Włodek Kostorz, z którym „znamy się” jedynie z Facebooka. Publikuję tę wypowiedź za Jego zgodą.
Zacznę od tego, że twoją powieść połknąłem prawie jednym ciągiem. Prawie, gdyż czytanie przerwała jedynie awaria zmywarki, zalewając nam pół kuchni. Nie bardzo wiem od czego zacząć, gdyż mam Tobie wiele do powiedzenia. Twoja opowieść bardzo mnie poruszyła emocjonalnie, praktycznie każdy z wątków w niej opisanych. Piszesz z pozycji mężczyzny w “pewnym” wieku, który robi mały rozrachunek. Naraz okazuje się, że wiele spraw w naszym życiu, które kiedyś wydawały nam się bardzo ważne, okazują się bez znaczenia, a inne, te mniej ważne, naraz nabierają olbrzymiej wartości emocjonalnej. To dobrze, że piszesz z pozycji mężczyzny, z naszej perspektywy. Mało jest tego typu literatury poruszającej emocjonalność mężczyzn, wyrywającej nas z klisz typu „faceci już tacy są”. Niby jacy? Jak już wspomniałem, każdy opisywany przez ciebie wątek jest mi w jakiś sposób znany. Albo człowiek przeżył to sam, albo zna przypadki z własnego, bliskiego otoczenia. Stąd czułem się przez Ciebie zaproszony do przemyśleń. I nie chodzi jedynie o relacje z kobietami. Na przykład wątek policjanta-masażysty, jego rozczarowanie i odnalezienie nowego życia. Znam to. Podobnie czułem się po zakończeniu kariery morskiej. Z różnych powodów po kilku latach zamknąłem ten rozdział bezpowrotnie. Tak daleko, że teraz mam wrażenie, że Włodek-oficer był kimś innym. Naraz pojawiły się inne priorytety życiowe, inne życie, ale to nie przychodziło bezboleśnie. Stosunki z kobietami. Opisane na przykładzie kilku związków, bardzo typowych, ale to nie jest wada, ale zaleta. Te związki pokazują w doskonały sposób naszą psychikę, emocjonalność, potrzeby bliskości, radości, namiętności i traumy. Burzą obraz mężczyzny samca, pokazują jak ważna jest dla nas bliskość drugiej osoby, że być może na zewnątrz mamy twardą skorupę, ale wewnątrz jesteśmy tak samo podatni na rany i skaleczenia. Książka w piękny sposób pokazuje naszą potrzebę kontaktu z otoczeniem, umiejętność słuchania innych ludzi, że bez tego jesteśmy samotni w tłumie. Twój bohater znalazł się naraz w obcym otoczeniu, praktycznie na emigracji, bez wizy powrotnej do znajomych czterech ścian, w których zamknięte było całe jego życie, wspomnienia, rytuały. Mimo tego potrafi się z tym pogodzić, wyznaczyć sobie nowe cele, po prostu urządzić końcówkę życia na nowo. Pomaga mu w tym kontakt z innymi, dawanie siebie innym, pomaganie. To bardzo piękne, że pomoc (nawet słowem) innym jest nam w stanie wiele zrekompensować, dopomóc samemu rozliczyć się ze swoimi demonami przeszłości. To bardzo ważne, że poruszasz ten temat. W końcu okazuje się, że najmniej ważnym jest świat materialny, a bezkresnym oceanem jest kontakt z innym człowiekiem. Janusz, to bardzo piękna książka i bardzo mną poruszyła swoją prawdą życiową. Teraz na koniec uwagi krytyczne. Nie jest ich wiele i w zasadzie natury technicznej (z pozycji czytelnika). To jest twój debiut prozatorski, więc pewne niedoskonałości są oczywiste w takim wypadku. Na początku przeszkadzał mi trochę dosyć „sztywny” język, odległy od tego, czym posługujemy się obecnie. Może to było przez ciebie zamierzone, gdyż piszesz z pozycji pana po osiemdziesiątce, więc posługuje się on językiem swojej epoki. Nawiązywanie się intymnych relacji pomiędzy bohaterem i innymi osobami było mi w kilku wypadkach zbyt szybkie i stąd bardzo uproszczone. Rozumiem, że rozmiary powieści nie pozwalały na bardziej rozległe podejście psychologiczne. Dotyczy to pielęgniarek Hani i Zosi, które dosyć błyskawicznie (dla mnie zbyt szybko) postanowiły być intymnie szczere ze starszym panem. Natomiast relacja z salową Jolą miała swoje tempo, tak jak przyjaźń z panią bibliotekarką czy doskonale opisana relacja z Zeflem. To chyba wszystkie „grzechy”. Podobało mi się natomiast powracanie wątków, których znaczenie emocjonalne dla bohatera było „rozwiązywane” w odpowiednim momencie powieści, wtedy gdy wiele tłumaczyło we wcześniejszej postawie Janka. Trochę się rozpisałem, ale jak już pisałem, twoja powieść zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie i bardzo się cieszę, że miałem okazję jej przeczytania. Doprawdy poruszyłeś we mnie wiele strun, a przecież o to chodzi. Myślę, że to książka dla mężczyzn, ale byłoby dobrze gdyby kobiety też ją czytały (jak to się głupio mówi: ze zrozumieniem). Gratuluję debiutu. Bardzo ciężko w krótkich słowach opisać wszystkie wrażenia, ale ważnym jest, że powieść tak emocjonalnie na mnie podziałała.
Dobrze wiedzieć, że rozterki twojego bohatera mają odbicie w naszych intymnych emocjach, że nie jesteśmy osamotnieni w tym wszystkim. Czytając, miałem czasami wrażenie, że przeglądam się w lustrze. Ładnie napisałeś o przebaczaniu i że to nie jest takie proste jak słowa księdza.
Ujęła mnie prostota przemyśleń, bez filozofowania, bez głębokiej psychologii, bez mentorskiego tonu. Po prostu refleksje starszego Pana u schyłku życia, człowieka, który popełnił wiele błędów, rozumie je i godzi się z konsekwencjami. Takie ludzkie i ciepłe.
Dziękuję, Włodku, za te słowa, dają mi energię na przyszłość.