
Przez dłuższy czas na profilu śląskiego KODu ale też na wielu innych, a także w bezpośrednich rozmowach ludzi związanych z KODem aż się gotuje. Oto część naszych koleżanek/kolegów – słusznie czy niesłusznie nie wiem, nie wchodzę w to – deklaruje swoją wyraźną i jednoznaczną niechęć do jednego z nas. Aż huczy od informacji jaki to on łobuz, niegodny bycia z nami. Ręce mi opadły na wieść, że na spotkaniu w Sosnowcu, człowiek ten był potraktowany przez wielu z obecnych jak powietrze. Okazał się być niewidzialny. Zainteresowani wiedzą o kim mówię. Można i tak.
W życiu każdego z nas są bowiem momenty, kiedy wchodzimy lub zostajemy wmanewrowani w konflikt z innymi ludźmi. Bywa, że inni ranią nas – świadomie czy w sposób niezamierzony. Tak działo się i dzieje w szkole, w grupie, w zespole, w pracy i w gronie kolegów. Z każdej takiej raniącej nas subiektywnie relacji i sytuacji możemy wychodzić na kilka sposobów:
- obrazić się i wykluczyć sprawcę z grona swoich bliskich (kolegów, znajomych). O ile w gronie prywatnym jest to łatwiejsze do realizacji o tyle np. w relacjach zawodowych często niemożliwe.
- obrazić się i samemu wyjść na zewnątrz (opuścić grono, grupę, zmienić pracę, itp.). Rozwiązanie wybierane bardzo często, niestety.
- Próbować wyjaśnić przyczyny zaistniałego konfliktu bezpośrednio z jego „sprawcą”. Słowo sprawca piszę w cudzysłowie, ponieważ nie zawsze źródło konfliktu między ludźmi jest obiektywnie oczywiste a winny jednoznacznie widoczny. Często wybuch jest tylko skutkiem narastających przez dłuższy czas małych drobnych zdarzeń, na które obie strony nie zwracały uwagi, bądź nie reagowały w porę.
O ile w przypadku rozwiązań nr 1 i 2 główną siłą napędową osoby, która czuje się pokrzywdzona jest bądź rozdęte EGO, bądź też niskie poczucie własnej wartości, o tyle rozwiązanie nr 3 wybiera z reguły osoba empatyczna, zdolna do wyjścia poza własne JA i nie musi to wcale dla niej oznaczać rezygnacji z własnych racji.
Osoby zapamiętałe w subiektywnym poczuciu wyrządzonej im krzywdy (dlaczego subiektywnym o tym dalej) często nie zdają sobie sprawy z tego, że trwanie w takim stanie przez dłuższy czas przynosi im więcej szkody niż pożytku. Nie zdają sobie również sprawy, że wyjście z tego pancerza zależy tylko i wyłącznie od nich. Niestety, ale to oni muszą zrobić sami pierwszy krok do przodu. Jak? Wrócę do tego.
Dlaczego użyłem określenia „subiektywne poczucie krzywdy”? Każdy z nas ma inną grubość „skóry” i do każdego z nas te same komunikaty czy wydarzenia docierają w inny sposób. Te same słowa czy czyny inaczej odbiera mężczyzna od mężczyzny a inaczej kobieta. Inaczej kobieta od kobiety a inaczej mężczyzna, itd. itp. Niezależnie od płci każdy z nas ma też swój osobisty „próg bólu” na słowne zranienia przez drugiego człowieka. Może się zatem zdarzyć, że “sprawca” nie jest w ogóle świadomy skutków jego działań. Świadomie w moich rozważaniach pomijam oczywiście czyny i słowa stanowiące przestępstwo – bo te powinny być ścigane sądownie.
Jak, będąc tym zranionym, dojrzeć do wyboru rozwiązania nr 3? Mnie życie nauczyło, że jeśli w takiej sytuacji nie potrafię sam znaleźć źródła konfliktu i rozłożyć go na czynniki pierwsze, to staram się poszukać zewnętrznego obserwatora, niezaangażowanego emocjonalnie w problem, który pomoże mi to bezpiecznie zrobić. Bez tego kroku nie da się nic konstruktywnego osiągnąć. Drugim krokiem będzie zatem próba bezpośredniego (dla odważniejszych) lub pośredniego (poprzez mediatora) wynegocjowania z drugą stroną kompromisowego rozwiązania. Kompromisowego, a więc takiego, które jest zgodnie akceptowane przez obie strony i jest wynikiem uczciwych negocjacji. Kompromisowe rozwiązanie nie jest więc ani niczyją klęską ani zwycięstwem, idąc na kompromis nie tracisz swojej korony ani nie stajesz się gorszy. Krok trzeci i najtrudniejszy to wchłonięcie w siebie warunków kompromisu i przyjęcie ich jako swoje.
Jeśli pozwolimy sobie przejść te trzy kroki to mamy z głowy ogromny ciężar a energię życiową możemy spożytkowywać na znacznie bardziej pożyteczne cele.
Dlaczego napisałem ten tekst, nie będąc psychologiem ani psychoterapeutą? Z troski o nasze wspólne dobro, którym jest KOD, a przede wszystkim ludzie KOD-u, wśród których mam wielu przyjaciół.
Bardzo smutne dla mnie jest to, że mając świadomość istniejących od wielu miesięcy w śląskiej grupie konfliktów międzyludzkich nasz koordynator regionalny nie pokusił się o znalezienie i wdrożenie prostego i skutecznego rozwiązania. Wśród nas jest wielu dobrych i doświadczonych psychologów, socjologów, osób zajmujących się zawodowo coachingiem, itp. Dawno temu powinna zostać stworzona „grupa szybkiego reagowania” złożona z takich ludzi, której zadaniem byłoby mediowanie we wszelkiego typu konfliktach pomiędzy członkami KOD-u w naszym regionie.
Należy pamiętać, że KOD to nie zakład pracy, gdzie każdemu można coś kazać lub zabronić robić, kogoś można wyrzucić z roboty albo ukarać dyscyplinarnie. Tu jesteśmy wszyscy równi, wszyscy jesteśmy wolontariuszami, którzy nic nie muszą a jeśli chcą coś robić to jako wolni ludzie. W związku z tym w kierowaniu takim zespołem i organizowaniem jego pracy nie da się i nie wolno stosować metod korporacyjnych typu: jest konflikt – wywalamy wszystkich, bez łaski przyjdą nowi. Nie przyjdą!
Liczę na to, że czytelnicy tego postu zechcą na spokojnie przemyśleć jego treść. Jeśli ktokolwiek dojdzie do wniosku, że mógłby mi zaufać jako mediatorowi – jestem do dyspozycji.
W tekście świadomie nie używam żadnych nazwisk, bo nie o nazwiska ani o dwie tylko osoby mi chodzi a o zasygnalizowanie problemu, który wymaga natychmiastowego rozwiązania. Rozwiązania, które może się przydać i w innych sytuacjach.
Niniejszy tekst wysłałem do publikacji na stronę śląskiego KOD-u. Ponieważ nie mam pewności czy zostanie w całości opublikowany, umieszczam go również na moim blogu www.muzyczyszyn.pl.
PS. WYJAŚNIENIE! Proszę wszystkich czytelników o jednoznaczne rozumienie ostatniego zdania tego postu i nie doszukiwanie się sugestii jakobym podejrzewał istnienie cenzury. Szanuję reguły i jeśli osoby odpowiedzialne za redagowanie strony uznały, że tekst się nie kwalifikuje do publikacji wszystko jedno z jakich powodów, to jest to ich święte prawo, z którym nie dyskutuję.
Niestety chyba wg pojmowania małej grupki nie jestesmy równi. I bardzo ważna sprawa wkrótce wybory i to jest prawdziwy powód, a do tego faktycznie przerosnięte ego i niskie poczucie własnej wartosci kilku osób.
Januszu Drogi,
Zazwyczaj jest tak, że prawda leży pośrodku, że nic nie jest czarne lub białe, “bez światłocienia”. W tym akurat konkretnym przypadku nie chodzi tu o konflikt dwóch zwaśnionych grup wewnątrz KOD. Chodzi o obronę poprzez atak. Chodzi o człowieka, który postawiony wobec konkretnych zarzutów przyjmuje klasyczną postawę ofiary, buduje wokół siebie kłamstwo, a tym kłamstwem zaraża ludzi mu bliskich. Umożliwiła mu to miękkość naszych liderów, wierzących w demokrację i jej zbawienne działanie wobec wszystkich. A tymczasem mamy to, co mamy: negocjacje, których postanowienia są łamane (vide wczoraj), atak na liderów – tych, którzy pół roku temu uratowali temu człowiekowi skórę (sic!), przyłączanie się do wszystkich, chcących przewrócić do góry nogami porządki KODu. Ergo:
Twoje rady są na pewno znakomite i godne zastosowania, ale nie w tym konkretnym przypadku. Po prostu nie zadziałają.
Pozdrawiam Cię serdecznie
Czytelników tego bloga informuję, że z komentarzami pod moimi postami z zasady nie dyskutuję ani ich nie oceniam, zdecydowanie natomiast tępię wszelki spam.
Panie Januszu. Jak już dałem temu wyraz w komentarzu do Pana postu, prawie się z Panem zgadzam w ocenie sytuacji proponowanych rozwiazań. Jednego tylko nie rozumiem. O którym spotkaniu w Sosnowcu Pan pisze? Z tresci wynika, że zna Pan sprawę wyłacznie ze słyszenia, a szkoda, bo dedykacja do zinteresowanych jest już konkretna.
Tak jak pisałem, mam relację z kilku źródeł. Nie to jednak stanowi clue problemu a dalsza część postu, na co mało kto zwraca uwagę. Nie w nazwiskach rzecz a w wypracowaniu skutecznych metod rozwiązywania konfliktów. Każdych konfliktów.